Rozmowa z Grzegorzem Stawiarskim, który wraz z synem dotarł rowerem 12 sierpnia do Częstochowy

Opublikowano:

Mieszka Pan w Rusi koło Olsztyna, pochodzi z Lubawy. Kiedy powstał pomysł na pielgrzymkę rowerową z 12 letnim synem do Częstochowy? Czy pielgrzymowanie to tradycja rodzinna?

Rzeczywiście pochodzę z Lubawy – do Olsztyna, a później do Rusi wyprowadziłem się blisko 20 lat temu. Przyczyna zmiany miejsca zamieszkania była dość prozaiczna – a mianowicie praca. Odpowiadając na pytanie dot. tradycji pielgrzymowania: wszystko zaczęło się dzięki mojemu Ojcu, który jeszcze w latach 80-tych ruszał na pielgrzymi szlak, z początku jako piechur, a w późniejszym okresie jako kwatermistrz grupy Lubawskiej. To tata zaszczepił w nas – moich braciach i mnie – tradycję pielgrzymowania. Każdy z nas szedł w swoich intencjach, dziękując lub prosząc o wstawiennictwo w ważnych dla nas sprawach.
Pomysł na tegoroczną pielgrzymkę – właśnie rowerową – to zasługa mojego syna Antoniego. Od kilku lat powtarzał, że bardzo by chciał pójść na Jasną Górę z Ziemią Lubawską, niejako kontynuując naszą rodzinną tradycję. Jednak z powodu jego dysfunkcji w chodzeniu na długich odcinkach oraz braku możliwości dostosowania mojego urlopu do terminu pielgrzymki, nie mogliśmy pójść pieszo.


Jak długo przygotowywaliście się z synem do pielgrzymki, ile km przejechaliście, i przez ile dni?

Syn przyszedł do mnie w przedostatnim tygodniu lipca z tą propozycją – nie  zgodziłem się od razu. Umówiliśmy się, że zastanowię się  i wrócimy do tematu. W głowie zacząłem sobie układać plan trasy oraz wszystkie aspekty logistyczne związane z tym wyjazdem. Na dwa dni przed terminem wyjazdu poinformowałem syna, iż w sobotę 08.08.2020 o godzinie 6:00  rano ruszamy na szlak.
Do wyjazdu, od strony kondycyjnej, nie przygotowywaliśmy się wcale -zrobiliśmy to z marszu. Od strony technicznej – wystarczyło spakować sakwy, napełnić bidony i ruszyć.
Łącznie przebyliśmy ponad 390 km, ruszyliśmy w sobotę, by we wtorek zameldować się na Jasnej Górze. Jechaliśmy rowerami 4 dni, pokonując przez pierwsze dni po około 90 km, by ostatniego dnia przebyć 120.

Który moment podczas pielgrzymki był najbardziej trudny i jak syn radził sobie podczas tych  kilku dni  jazdy rowerem?


Cała pielgrzymka przebiegała w super atmosferze – mimo wielu obaw: jak syn zareaguje na tak długie odcinki, wysoką temperaturę oraz, co najważniejsze, czy to co robimy będzie bezpieczne. Dwie pierwsze obawy okazały się nieuzasadnione – Antek poradził sobie wyśmienicie zarówno z odległością jak i temperaturą. Co do bezpieczeństwa, mieliśmy jeden incydent, który bardzo nas wystraszył – otóż kierowca auta ciężarowego postanowił nas wyprzedzić na łuku drogi, gdzie zupełnie nie było widoczności. Efektem tego brawurowego manewru wykonanego przez kierowcę, był przejazd ciężarówki tuż przed naszymi rowerami a w  końcu  poślizg na poboczu drogi. Wyszliśmy z tego cało – jednak strachu najedliśmy się co niemiara.

Czy do Jasnogórskiej Pani wchodziliście wspólnie z pielgrzymami Ziemi Lubawskiej, która ma 40-letnią tradycję. Jeśli się nie mylę, to Pana tata śp. Edward uczestniczył w pierwszej pielgrzymce  do Częstochowy ?

Wejście na Jasną Górę odbyło się indywidualnie – nie mieliśmy możliwości pozostania do momentu wejścia grupy Lubawskiej. Nie mniej spotkaliśmy się w Częstochowie z moim bratem Piotrem, jego żoną Iwoną oraz ich synem Szymonem.
Nie przypominam sobie historii związanej z pielgrzymowaniem moich rodziców przed 40 laty, pamiętamy jedynie, iż tata starał się brać udział w pielgrzymkach na tyle na ile pozwalały mu obowiązki, zaś mama z reguły pozostawała w domu opiekując się nami.


Czy to koniec rodzinnego pielgrzymowania rowerem? Czy macie w planie kolejne pielgrzymki?

- Ta pielgrzymka była tak spontaniczna i niezaplanowana, iż nie jestem w stanie przewidzieć jak potoczą się nasze plany w kwestii dalszych pielgrzymek. Wiem, natomiast, że było to ogromne przeżycie zarówno dla mnie jak i mojego syna. Muszę przyznać, że upór i determinacja Antka do osiągnięcia zamierzonego celu zaskoczyły mnie całkowicie. Nie zdawałem sobie sprawy, jak wiele może tak młody człowiek. Bardzo się cieszę, że syn wyszedł z tą propozycją i wiem na pewno, że jeśli kiedykolwiek będzie chciał raz jeszcze przemierzyć ten szlak, wtedy bez wahania wspólnie ruszymy ponownie w drogę.

Dziękuję za rozmowę, a właściwie świadectwo waszej wiary i postawy. Gratuluję Wam.

Marian Żuchowski   
foto: archiwum prywatne